Header photo

2019-07-11

Terapia z końmi.

    Kilka miesięcy temu brałam udział w bardzo ciekawych spotkaniach z końmi, które miały mi pomóc uporać się z przekonaniami, problemami jakie mnie dręczyły. Standardowe spotkania z psychologiem jak dla mnie były nietrafione, bo była to dla mnie gra, którą chciałam wygrać, a nie terapia. Z końmi to nie jest możliwe. Zanim zaczniesz z nimi pracować, musisz oczyścić się ze złych emocji. Muszą nabrać do Ciebie zaufania, a nie jest to tak proste jak nam się wydaje.

    Przed tymi spotkaniami byłam kimś zupełnie innym. Trochę pogmatwana, zagubiona, wewnętrznie rozdarta. Wiedziałam, że muszę znaleźć coś, lub kogoś kto wskaże mi drogę, pomoże w rozwiązaniu i w znalezieniu odpowiedzi na wiele pytań, jakie sobie zadawałam. Nie było łatwo, bo musiałam się otworzyć najpierw przed samą sobą, potem przed kimś obcym. A dla mnie to zawsze znaczyło okazaniem słabości, swoich słabych stron, przez co myślałam, że będę łatwiejszym celem, że łatwiej można mnie zranić. A na to nie miałam już ochoty. Wolałam grać twardzielkę i w tej roli się zatracałam. Życie w ciągłej „walce” potrafi zmęczyć. Mnie już brakowało sił, a wiedziałam, że może się to dla mnie źle skończyć. Ile z Was odgrywa taką rolę? Otacza się murem, który po pewnym czasie zamiast nas chronić, zniewala nas? Zaczynamy tworzyć „teorie spiskowe” i świat przestaje mieć jakiekolwiek barwy poza czernią i szarością. Prawie każda z nas przechodzi trudne chwile i jeśli ich ilość jest coraz większa, nasze życie zaczyna przypominać pole minowe, gdzie każdy krok może spowodować nasze unicestwienie. Unicestwienie kobiety, która pragnie żyć w promieniach słońca, a nie w świecie z gradowymi chmurami.

Na mojej drodze, pewnego dnia (co brzmi to trochę jak bajka) stanęły trzy konie. Każdy z nich inny, każdy z nich z inną historią, innym temperamentem. Vifon, Stratos i Husar. Tak się nazywają.

    Są to piękne, majestatyczne, silne ale zarazem bardzo wrażliwe zwierzęta. Na początku musiałam pokonać swój lęk przed tymi wielkimi zwierzętami, aby do nich podejść, dotknąć, przebywać blisko nich. Każde wyciągnięcie ręki w stronę konia sprawiało, że serce waliło mi jak oszalałe. Na pierwszych spotkaniach byłam po drugiej stronie ogrodzenia, a nawet wtedy gdy któryś z nich podbiegał, cofałam się o krok. I za każdym razem one wyczuwały mój niepokój i lęk. Kiedy próbowałam do nich podejść, wyczuwały, że nie jestem do końca pewna, więc oddalały się. Uczyliśmy się siebie nawzajem. Wtedy uczyłam się cierpliwości, która nigdy nie była moją mocną stroną. Uczyłam się też zaufania do drugiego stworzenia, które jest ode mnie większe i silniejsze. Konie podczas tych spotkań nie były już tylko zwierzętami, ale symbolami moich różnych przekonań ale i nie tylko. Były też przewodnikami po bardziej mistycznym świecie. Nie wiem, czy kiedyś mieliście możliwość spojrzeć z bliska w oczy tego pięknego zwierzęcia. Jeśli tak, to wiecie o czym teraz mówię. Jeśli nie, to spróbujcie, bo jest to cudowne uczucie. W oczach konia widać nie tylko jego emocje, ale i swoje własne. Nie wiem jak to się dzieje, ale jest w tym jakaś magia. Widać emocje, które bardzo mocno skrywamy w swoich sercach i duszach. I tak też było ze mną. I tak jest za każdym razem, gdy jestem w ich obecności.  

    Pierwszym moim nauczycielem był Vifon. Biały w ciemne „ciapki”, wygląda jak lody straciatelle. Spokojny, zrównoważony i bardzo cierpliwy. On pierwszy podszedł i ze spokojem obserwował moje próby dotknięcia go. Wprowadzał mnie w inny świat, który był dla mnie tajemnicą. Wyczuwał mój lęk i pozwalał, abym drżącą ręką głaskała jego głowę. Dla mnie każdy jego ruch to była ucieczka i lęk, że mnie ugryzie, że uderzy głową. A on nic takiego nie zrobił, tylko po prostu odwrócił głowę. Pierwsza lekcja- strach czasami podsuwa nam błędną ocenę sytuacji. Nie znajomość osób i ich reakcji wyzwala w nas nadinterpretację jakiegoś zachowania, zdarzenia. Zupełnie niepotrzebnie.

    Gdy Vifon nauczył mnie, że nie taki koń straszny jak go malują, przyszedł czas na spotkanie z drugim koniem z tego uroczego trio- ze Stratosem. Koniem szybkim, ognistym, odważnym i zuchwałym. Kiedy odważyłam się przejść przez ogrodzenie, by nic nas nie rozdzielało, on jak szaleniec podbiegał. Na początku tych spotkań z ognistym kolegą przyglądał się Vifon, jakby kontrolował i dodawał mi otuchy. Za pierwszym razem, gdy ten „szaleniec” podbiegał, myślałam, że zejdę na zawał. Słowo. Stawałam jak zamurowana. I modliłam się w duchu, żeby mnie nie rozdeptał, a ten diabeł wcielony z ognikami w oczach nagle stawał przede mną i podsuwał łeb do głaskania. Bezczelnie, zawadiacko patrzył na mnie i w nosie miał, że właśnie mam palpitacje serca. Stratos nauczył mnie, że czasem warto zaryzykować i że pozory mylą- to była lekcja druga.

    Na koniec poznałam Husara. Pięknego, mądrego, tajemniczego konia, który dużo w sowim życiu przeszedł i do którego coś mnie cały czas ciągnęło, ale on nie pozwalał mi nawet do siebie podejść. Trzymał mnie na dystans. Czasem dostrzegałam, że kiedy jego dwaj koledzy oswajali mnie na początku, on obserwował nas. Okazało się, że Husar jest moim przewodnikiem, towarzyszem w podróży w głąb siebie. Nauczył mnie wielu, bardzo wielu rzeczy o mnie, moich przekonaniach i o świecie jaki mnie otacza. Każda lekcja z nim kończyła się całym wachlarzem emocji. Radością jak u dziecka, taką szczerą, prawdziwą, miłością, smutkiem, a za chwilę znowu szczęściem i cudownym poczuciem spokoju. Za każdym razem nasze spotkania były coraz bardziej metafizyczne i pełne zaufania. Husar pokazał mi, że jeśli nad czymś pracujemy, skupiamy się nad tym i pozwalamy aby wszystko toczyło się w swoim tempie, aby dojrzewało, wówczas czeka nas nagroda, której się nawet nie spodziewaliśmy, która przewyższa nawet nasze oczekiwania.

    Nasze ostatnie spotkania z całą trójką i z innymi końmi były cudowne. To uczucie, kiedy siedziałam na środku wybiegu dla koni wraz z terapeutką, która cały czas pilnowała, aby spotkania były bezpieczne dla każdej ze stron, która wspaniale tłumaczyła mi pewne zachowania koni, która niczym bezstronny obserwator patrzyła na moje poczynania i postępy, było MAGICZNE. Każdemu z Was tego życzę. To uczucie, gdy siedzisz sobie na trawie, podchodzą do Ciebie konie, Twoi nowi przyjaciele, trącają Cię pyskiem, by ich pogłaskać. By być blisko Ciebie, czuć ich ciepło, oddech, zapach. Gdy Stratos domaga się pieszczot. Gdy Husar patrzy na Ciebie i widzisz w jego oku (bo miał zdrowe jedno oko) zaufanie, miłość i tajemnicę, taką jaką Ty masz w samym środku.

    Dzięki tym spotkaniom odmieniłam swoje życie, które nabrało wielu barw i wyzwoliłam się z przekonań, które krępowały moją osobę. Dzisiaj za każdym razem, gdy mam do podjęcia trudną decyzję, gdy szarości próbują zawładnąć moim światem, przypominam sobie spotkania z „chłopakami” i … kolory oraz rozwiązania pojawiają się same. Tylko czasem tęsknota za Husare jest nie do wytrzymania. Ale i nad tym popracuję, w końcu ma przyzwolenie aby go odwiedzić.

 

A jeśli chcecie poznać osobiście te cudowne istoty i przeżyć z nimi tą magię to wejdźcie na www.zkoniecznosci.pl

Autor artykułu
Beata Izabela Pilarek

Beata Izabela Pilarek

Właścicielka i Redaktor Naczelna portalu jesteskobieta.pl

Beata Izabela Pilarek- Właścicielka i Redaktor Naczelna “Jesteś Kobietą.pl”, socjolog, mówca motywacyjny, ukończyła kurs Racjonalnej Terapii Zachowania, ale przede wszystkim kobieta, która “na własnej skórze” przekonała się jak trudno rozmawiać, znaleźć informacje na... czytaj więcej >

Inne artykuły tego autora
Ból- jak sobie z nim radzić.
Terapia fotodynamiczna wybawienie dla kobiet z chorobami sromu, w tym z nowotworem
Pan/ Pani życia i śmierci.
Sromowa rewolucja
więcej artykułów >